Już siedem tygodni z rzędu notowane są wzrosty na nowojorskich giełdach. To ciekawe, zważywszy na fakt, że piątkowe kalendarium było bogate w informacje, które mogły mieć wpływ negatywny na rynki akcji. Jak widać po wynikach ostatnich sesji, giełdy zlekceważyły wszystkie negatywne wiadomości i zanotowały wzrosty, ustanawiając nawet całkiem nowe rekordy porecesyjnej hossy. Giełdowe byki potwierdziły tym samym swą dominację.
Dla inwestorów nieważne w zasadzie było podniesienie stawki rezerw obowiązkowych w Chinach, którą dokonuje się już siódmy raz. Wydaje się, że rynek doskonale jest świadom tego, że podobne decyzje nie są w stanie ograniczyć ekspansji kredytowej chińskich banków i są one wyłącznie pozorowaniem prowadzenia polityki przeciwko inflacji. Prawdziwym zagrożeniem dla chińskiego boomu kredytowo-inwestycyjnego byłyby dopiero szeroko zakrojone podwyżki stawki oprocentowania pożyczek.
W piątek, 14 stycznia, napłynęły na rynek raporty kwartalne amerykańskich blue chipów, mające pozytywny w zasadzie wydźwięk. Bardzo dobre wyniki osiągnął Intel, który pod względem sprzedaży zanotował najlepszy kwartał w całej swojej historii działalności. Było to prawie 11,5 mln dolarów przychodów. Dodatkowo, uzyskany wynik netto przewyższył oczekiwania większości analityków i okazał się być nawet o 15% wyższy, niż w poprzednim kwartale i o połowę wyższy niż rok wcześniej. Te dobre informacje nie uchroniły firmy Intel od 1% przeceny. Negatywną informacją była stagnacja sprzedaży chipów do komputerów osobistych, co sugerowałoby słabość popytu konsumpcyjnego.
Patrząc na to można by przypuszczać, że słabsze od oczekiwań wzrosty grudniowej sprzedaży detalicznej, będą niepokojące. Odwołując się do szacunków poczynionych przez Departament Handlu wydatki Amerykanów wzrosły tylko o 0,6% względem listopada wobec prognozowanych 0,8%. Taki wynik wyraźnie kontrastuje z optymistycznymi raportami napływającymi wcześniej z dużych sieci handlowych. Poza tym znaczący udział we wzroście miały wyższe ceny paliw – wydatki na stacjach benzynowych wzrosły o 1,6% miesiąc do miesiąca.
Wall Street nie przejęło się pogorszeniem nastrojów konsumenckich, ani wzrostem wskaźnika CPI, który w Stanach Zjednoczonych ma niewiele wspólnego z rzeczywistą inflacją. Pocieszający był silniejszy niż w prognozach wzrost produkcji przemysłowej, który Rezerwa Federalna oszacowała na 0,8% miesiąc do miesiąca i 5,9% rok do roku. Za całą, pozytywną niespodziankę, bowiem oczekiwano wzrostu jedynie rzędu 0,5% miesiąc do miesiąca, odpowiada mroźna zima zwiększająca pobór gazu i energii elektrycznej. Z tego względu zwiększyły się o 4,3% przychody sektora użyteczności publicznej.
W piątek, 14 stycznia, amerykańscy inwestorzy nie słuchali sceptyków i decydowali się na zakup drogich akcji. Na otwarciu giełdy miały miejsce niewielkie spadki, ale od tej chwili indeksy nieustannie pięły się ku górze, aż do końca sesji. Nasdaq i S&P500 zyskały po 0,7%, z kolei Dow Jones urósł o 0,5%. Te dwa ostatnie indeksy znajdują się w trendzie wzrostowym od siedmiu tygodni z rzędu. Choć trzeba powiedzieć, że 5-dniowa skala zwyżki żadnego z trzech głównych indeksów nie przekroczyła 2%.
Podczas piątkowej sesji zdecydowanie najlepiej radziły sobie akcje banków, a to z powodu wyższych od oczekiwań zysków JP Morgan Chase. Zarobił on na czysto 4,8 mld dolarów, przez co przekroczył oczekiwania prawie wszystkich analityków.
źródło: Bankier.pl,
Krzysztof Kolany, “Siódmy tydzień wzrostów na nowojorskich giełdach”.