Kryzys rosyjskiego rubla pokazuje, że nawet jeśli rządy i banki centralne mają środki, raczej nie sięgną po nie, żeby ratować majątki zwykłych ludzi. Czy jest alternatywa?
Niezależnie od tego, jakie decyzje podejmowane są na najwyższych szczeblach, kryzys walutowy to dla zwykłych ludzi wielki problem. Przekonują się o tym Rosjanie, którzy nie tylko muszą płacić znacznie więcej za importowane produkty ale też mogą mieć problemy ze spłatą kredytów czy utrzymaniem zatrudnienia.
Jak upadał rubel
Ich kłopoty to efekt polityki Rosji – oparcia gospodarki na eksporcie surowców, przede wszystkim ropy, ale też awantury ukraińskiej. W rezultacie połączenia wpływu sankcji, spadających cen ropy i braku zaufania do rosyjskiej gospodarki rubel stracił jesienią 2014 roku połowę swojej wartości.
Rosyjski bank centralny, próbując ratować sytuację, podniósł stopy procentowe do poziomu 17 proc. Taki ruch oznacza de facto wyrok śmierci dla setek przedsiębiorstw oraz kłopoty z płynnością dla tysięcy zadłużonych.
Wbrew nadziejom niektórych rosyjskie władze nie wykorzystują swoich rezerw walutowych do ratowania sytuacji. Te wprawdzie spadają, jednak wciąż utrzymywane są na wysokim poziomie. Przeliczyli się także ci, którzy liczyli na ruch Rosji na rynku złota. Wbrew ich przewidywaniom nikt w Moskwie nie ma zamiaru sprzedawać kruszcu po to, żeby ratować ludzi.
Złoto oznacza prestiż
Dla Władimira Putina złoto ma znaczenie prestiżowe. W 2005 roku osobiście zaakceptował plan banku centralnego, zakładający podwojenie rezerw złota. Wkrótce też Rosja zaczęła kruszec kupować. Doskonale było to widać w roku 2014, kiedy połowa światowego obrotu trafiała do Moskwy.
Dziś Rosja ma piąte na świecie rezerwy złota. Więcej zgromadziły jedynie Stany Zjednoczone, Francja, Włochy i Niemcy. Co ważne, rezerwy są już niemal tak wysokie, jak były w przededniu wybuchu I wojny światowej – jeszcze za cara.
Jest więc dla władz rosyjskich złoto symbolem prosperity i powrotu do mocarstwowości. To warte znacznie więcej niż problemy ludzi ze spłatą rat kredytów hipotecznych czy upadające przedsiębiorstwa. Nikt w Moskwie nie sprzeda złota, żeby ratować kurs rubla.
Ratunek w palladzie?
Są tacy, którzy szukają ratunku w palladzie. To czwarty (po złocie, srebrze i platynie) metal szlachetny. Jest też wykorzystywany do produkcji katalizatorów benzynowych. Zapotrzebowanie rośnie, a znakomita większość produkcji kupowana jest przez przemysł.
Pallad nigdy nie był i raczej nie będzie pełnił funkcji środka płatniczego. Nikt nie postrzega go w kategorii rezerw. A jednak: w 2014 roku zdrożał o całe 10 proc. A Rosja produkuje go najwięcej na świecie. Jeśli więc coś będzie sprzedawane, to raczej zapasy palladu niż złota. Dla wielu pallad jest ciekawą alternatywą inwestycyjną – swoistym czarnym koniem metali.
Problem polega na tym, że o ile można przewidzieć, że ten koń wygra o tyle nie wiadomo w której gonitwie, gdyż zapasy Rosji nie są znane i nie wiadomo kiedy się skończą. Gdy to w końcu nastąpi cena wystrzeli w górę. Dowód? Po tym, jak w 2008 roku pojawiła się plotka, że pallad można wykorzystać także w katalizatorach diesla, jego cena wzrosła – w pół roku – o 300 proc.
Dla ludzi figa
Tyle, że nawet wówczas celem nie będzie ochrona interesów zwykłych ludzi. Ci muszą liczyć na siebie. I to właśnie robią. Doświadczeni wcześniejszymi kryzysami Rosjanie kupują wszystko: od zegarków Roleksa, przez meble z Ikei aż po jedzenie.
Ci, którzy mogą – kupują złoto. Od listopada obroty jednej z firm oferującej kruszec online zwiększyły się dwukrotnie.
Trudno się dziwić. Jeśli waluta spada na łeb na szyję, w kraju zaczyna szaleć inflacja a półki pustoszeją, kruszec może być jedynym pewnym zabezpieczeniem. Można go bez problemu sprzedać, zamienić na wszystko, co potrzebne do życia. Bez oglądania się na władze.
Więcej informacji na temat złota na mennicastaropolska.pl